Artist Talk: Tomasz Opania

Michał Bieniek rozmawia z artystą o wystawie nawiązującej do rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ale także do konkretnych wydarzeń na terenach granicznych.

W obecnej sytuacji określenie Na wschodzie bez zmian nabiera jeszcze szerszego znaczenia, wskazując na rozciągnięty w czasie proces wywierania przez Federację Rosyjską (a wcześniej także przez ZSRR) na Ukrainę różnej formy nacisków. Ich punktem kulminacyjnym jest aktualna zbrodnicza akcja zbrojna. Rosyjska polityka, której celem było przeciwdziałanie umacnianiu się w pełni niezależnej ukraińskiej państwowości opartej o integralność terytorialną i nienaruszalność granic, a w końcu aneksja istotnych strategicznie oraz ekonomicznie terenów, często w sposób instrumentalny i bezwzględny wykorzystywała tamtejszą ludność.

Na wschodzie bez zmian to instalacja, w której centrum znajduje się obiekt pozostający w ciągłym ruchu. Prostopadłościan, osadzony na specjalnej konstrukcji, stale i w jednakowym tempie rozkłada się na cztery równe pionowe części, które rozjeżdżają się po przekątnych, obracając się jednocześnie o 180 stopni, by znów na ułamek sekundy spotkać się w centrum. Stykają się jednak swoimi „odwrotnymi” stronami, pokazując widzowi graniczny słup – pomalowany raz to w ukraińskie, raz to w rosyjskie barwy narodowe. 

Michał Bieniek: To nie pierwsza nasza współpraca, w ramach której prezentujesz obiekt-maszynę. Jednak chyba tylko w pracy Zielona granica, będącej częścią wystaw Niemcy nie przyszli w MWW w 2014 r. i Dispossesssion na 56. Biennale Sztuki w Wenecji w 2015 r., tak istotna była cykliczność, którą zapewniało funkcjonowanie mechanizmu? Lub inaczej: powtarzalność? Dla tej konkretnej realizacji to być może jeszcze bardziej istotne?

Tomasz Opania: Cykliczność jest tu kluczowa. Chodzi o powtarzalny proces i stan trwania pomiędzy. Pomiędzy wpływami rosyjskimi i ukraińskimi. Zachodnia Ukraina zawsze była bardzo ważnym strategicznie obszarem; gospodarczo i ekonomicznie. Podsycane przez reżim Putina separatystyczne dążenia sprawiają, że stan niepewności towarzyszy mieszkańcom od wielu lat. I stan ten może potrwać jeszcze bardzo długo.

MB: W Na wschodzie bez zmian odnosisz się do rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ale także do konkretnych wydarzeń na terenach granicznych – stąd motyw słupa granicznego. Wystawie nieprzypadkowo towarzyszy zaczerpnięty z sieci materiał wideo. Czy mógłbyś przybliżyć nieco ten bardzo realny kontekst i opowiedzieć o tym, jak wpłynął on na ostateczny kształt instalacji?

TO: Słup graniczny, którego użyłem jako elementu przestrzennego w projekcie, jest twardym znakiem i potwierdzeniem zawartych umów pomiędzy Ukrainą i Federacją Rosyjską. To symbol, że te dwa państwa na coś się zgodziły, podpisały traktaty. Od kilkunastu lat Ukraina stawia słupy na swoich granicach. A FR nie dość, że złamała wszystkie umowy, to traktuje je w zasadzie tylko jako jakiś wizerunkowy zabieg, jednocześnie starając się ciągle wpływać na politykę Ukrainy. W trzy miesiące po rozpoczęciu wojny, 16 maja 2022, pojawił się w sieci film zamieszczonych przez Olega Synegubova, na jego profilu FB. Widzimy na nim, jak żołnierze 227 batalionu 127 brygady Sił Terytorialnej Obrony Ukrainy meldują prezydentowi Zełenskiemu fakt ponownego wkopania słupa granicznego na granicy FR i Ukrainy. Film ten był szeroko komentowany w mediach i w prasie rosyjskiej (gdzie przedstawiano go jako fake news). Stał się tym samym elementem medialnej wojny Putina, stosującego fałszowanie rzeczywistości, prowokacje i manipulacje. W centrum tego zamieszania znajduje się zawsze człowiek, mieszkaniec terenów, na których toczy się wojna. Mieszkaniec poddawany naciskom, zachęcany lub zastraszany. Czasem o różnym pochodzeniu i przejawiający nie zawsze podobne sentymenty. Znamy te mechanizmy również z naszej historii (patrz plebiscyty na Górnym Śląsku). Słup-symbol, którego użyłem, rozkłada się na cztery pionowe części. Rozjeżdżają się na boki, okręcając się jednocześnie wokół własnej osi. Następnie zjeżdżają się z powrotem do centrum. Po każdej takiej operacji składają się w rosyjski lub ukraiński słup graniczny.

fot. Małgorzata Kujda


MB: Poruszający jest – przywoływany za pośrednictwem tytułu pracy, będącej przecież parafrazą tytułu słynnej powieści Remarque’a, który z kolei posłużył frazeologizmem pochodzącym z niemieckich komunikatów frontowych z czasów I wojny światowej – mechanizm przywykania do brutalności wojny. Tu znowu powróciłbym do cykliczności mechanizmu, który, epatując nas naprzemiennie rosyjskimi i ukraińskimi barwami narodowymi, nie ustaje ani na chwilę. Ta uporczywa cykliczna zmienność zdaje się nie tylko komentować bieżącą sytuację na wschodzie, ale unaocznia uniwersalny, ogólnoludzki mechanizm. Czy to nie nazbyt daleko posunięta interpretacja?


TO: No właśnie chyba nie. Zimna i bezduszna maszyna, efekt pracy automatyka i jego obliczeń sprawności silników i komputerów ma to właśnie pokazywać. Pozbawiłem obiekt jakichkolwiek emocjonalnych – wizualnych efektów. Obiekt ma bezustannie działać, cicho szumieć i nie zatrzymywać się – istnieć w tle, jak cieknący kran. Tak działa wojna. Tysiące zabitych i rannych, zniszczone rodziny, miliony wypędzonych. Setki tysięcy żołnierzy, poborowych, miliardy dolarów na sprzęt, niewyobrażalne zniszczenia i straty. Gdzieś w tle, nie u NAS. Człowiek jest w stanie przywyknąć do wszystkiego. Początkowy wspaniały zryw Polaków do pomocy Ukraińcom stał się w zasadzie już przeszłością. Opadły emocje i, mimo że koszmar wojny trwa nadal, już tak bardzo się w to nie angażujemy, nie śledzimy i nie komentujemy. Pojawiły się inne tematy i problemy. Mało tego – coraz częściej słyszę negatywne komentarze. Że Oni to wykorzystują, że dostają więcej, że wcale się nie garną do pracy, że przez nich to czy tamto. Sytuacja ekonomiczna w Polsce robi się nieciekawa i przeciętny Kowalski musi znaleźć winnego. Boję się, że może to eskalować.

fot. Małgorzata Kujda


MB: Po wystawie Disposessesion w Wenecji w 2015 r. powiedziałeś: „nigdy więcej maszyn”. Chodziło o trudności techniczne zarówno z wykonaniem mechanizmu tamtej realizacji, jak i utrzymaniem go w działaniu przez kilka miesięcy trwania prezentacji. Po latach jednak znowu powróciłeś do pracy przy podobnej ruchomej instalacji. Jak – od strony czysto technicznej – przebiegał proces tworzenia Na wschodzie bez zmian? Z jakimi wiązało się to trudnościami?


TO: Tak mówiłem. Prawda. Gdybym nie spotkał Krzysztofa Skrzyneckiego – genialnego informatyka, elektronika i budowniczego maszyn – pewnie nie podjąłbym się realizacji tego projektu. Ja w zasadzie tylko przedstawiłem Krzysztofowi ideę, a on wymyślił i zaprojektował cały mechanizm. Ja odpowiadam za to, co widzimy, a Krzysztof za to, dlaczego to widzimy. Techniczne problemy były spore, ale w zasadzie tylko dlatego, że budżet był za mały. Mimo dużego wsparcia fundacji i środków ASP, mimo tego, że Krzysztof zgodził się zrealizować projekt na zasadzie współpracy, a nie komercyjnie, to po prostu się przeliczyłem. Nie zdawałem sobie sprawy z ogromu pracy i że elementy składanki są tak drogie. Ponieważ nie stać mnie było na zakup gotowych podzespołów, musieliśmy je z Krzyśkiem wykonać sami. Toczyć, spawać, wycinać na CNC itd. Krzysztof projektował elementy, wycinaliśmy je u niego na CNC lub laserem a ja później składałem to pod jego czujnym okiem w całość. W tym czasie Krzysztof projektował płytki i pisał kod. Masa pracy. Tak jakbyśmy budowali obrabiarkę CNC. Jeszcze trzeba dodać, że po pandemii zniknęło bardzo wiele elementów elektroniki z polskiego rynku i trzeba było je ściągać z Niemiec i Chin. Stąd nasze opóźnienie i przesuniecie otwarcia wystawy. Ostatnie podzespoły przyleciały z Chin dobę przed otwarciem. Podsumowując wszystkie za i przeciw, była to ciekawa przygoda. Wiele się nauczyłem i mam nadzieję, że wyciągnę wnioski.

MB: Dzięki, Tomku, za rozmowę.

fot. Małgorzata Kujda

www.wroclaw.pl
Wystawa Tomasz Opania, „Na wschodzie bez zmian” realizowana w ramach zadania “Otwarta Pracownia Gepperta 2022” jest współfinansowana ze środków Gminy Wrocław