Artist Talk: Daniela Tagowska, Przemek Pintal

Michał Bieniek rozmawia z artystami m.in. o twórczej pracy w odniesieniu do ważnych postaci Grupy Wrocławskiej – Michałowskiej i Jurkiewicza. 

  • Skąd idea pracy akurat w odniesieniu do twórczości i postaci Michałowskiej i Jurkiewicza? Jaka jest Wasza wspólna historia – zarówno w wymiarze osobistym, jak i twórczym?

Przemek Pintal: Miałem szczęście poznać osobiście zarówno Marię Michałowską, jak i Zdzisława Jurkiewicza. Znałem ich z wystaw i towarzyszących spotkań, podczas których moja profesor, Wanda Gołkowska, zapoznała mnie z nimi. Od niej też padła propozycja, aby jednym z recenzentów mojej pracy doktorskiej była Maria Michałowska. Spotkania, w których brałem udział w szerszej grupie oraz tylko z Marią, wyczuliły mnie na jej twórczość. 

W kolejnych latach razem z prof. Gołkowską, Janem Chwałczykiem, Marią Michałowską i Zdzisławem Jurkiewiczem nasze drogi przecinały się, dzięki czemu wytworzyło się poczucie wspólnoty obejmowanych kierunków poszukiwań twórczych i intelektualnych. Pewien etos pracy, wspólny wszystkim konceptualistom i postkonceptualistom, udzielił mi się i bardzo wpłynął na moją twórczość, przemyślenia i dokonywane przewartościowania. W 2005 roku, gdy byłem w trakcie przygotowań do realizacji pracy habilitacyjnej, pojawił się nowy pretekst do indywidualnych spotkań ze Zdzisławem, którego twórczość znałem już bardzo dobrze. Mianowicie został on jednym z recenzentów w moim przewodzie. Od tej pory spotykaliśmy się dość często i regularnie w jego mieszkaniu-pracowni na ulicy Łaciarskiej. Z kilku zaplanowanych spotkań zrobiło się ich kilkanaście, co charakterystyczne – nasze spotkania, na początku poświęcone wyłącznie sztuce, stopniowo przeradzały się w rozmowy, w których schodziliśmy na pogranicze, a czasem wręcz manowce sztuki, zwłaszcza od momentu kiedy okazało się, że naszymi ulubionymi poetami są poeci szkoły nowojorskiej. Rozmawialiśmy o różnych ludzkich strategiach bycia i funkcjonowania w świecie. Dywagowaliśmy o możliwości podróży w czasie i kwestii istnienia lub nieistnienia przedstawicieli innych cywilizacji, ich statków i ich obecności na Ziemi. W zasadzie sporo czasu zajęło nam wyśmiewanie się z najdurniejszych koncepcji, jakie można było przeczytać w podejrzanych pismach, które od czasu do czasu zakupywał Jurkiewicz, itd.  

Daniela Tagowska: Regularne wizyty Przemka u Zdzisława przypadły na czas początków naszej relacji. Twórczość Jurkiewicza i Michałowskiej była mi już wtedy dobrze znana. Przemek powracał z wizyt u Jurkiewicza w entuzjastycznym nastroju, relacjonując tematy rozmów. Któregoś razu zabrał mnie ze sobą, na, jak się potem okazało, ostatnią wizytę u Zdzisława. Marii Michałowskiej nie poznałam niestety osobiście, co nie przeszkadzało mi wejść w intymny kontakt z jej pracami. Obraz W przestrzeni kwadratu z wielu powodów stał się dla mnie drogowskazem i wyznacznikiem radykalnej prostoty motywu malarskiego. Jako artystka nie powielam jednak stosowanych przez Marię rozwiązań, a raczej poprzez podobny język wizualny przekazuję inne, ukierunkowane problemowo treści. Znak abstrakcyjny, bliski malarstwu konkretnemu, staje się nośnikiem treści (w moim przypadku oscylujących wokół sportu), czyli niejako odwrotnie, niż zakładali awangardowi abstrakcjoniści. Oprócz tropów artystycznych, zafascynowała mnie postać Marii jako kobiety-artystki będącej w osobistej relacji z partnerem-artystą. Dwie wyraziste osobowości stykające się na gruncie prywatnym i zawodowym – choć warto w tym miejscu zaznaczyć, że działając twórczo, trudno dokonywać rozgraniczenia między tym, co zawodowe i prywatne.  

fot. Małgorzata Kujda
  • Dlaczego rysunek jako główne medium wystawy?

PP: Szczególnym punktem naszego wspólnego z Danielą życiorysu jest organizacja nowej edycji Triennale Rysunku Wrocław, czym zajmujemy się od 2014 roku. Rysunek, myślenie rysunkowe jest obecne od zawsze w naszych pracach. Pracujemy z minimalizmem, skrótem, znakiem, swoistym redukcjonizmem. 

Rysunek z kolei był też ważny dla Marii Michałowskiej  i Zdzisława Jurkiewicza, jak i dla większości artystów ruchu konceptualnego w Polsce i na świecie.

DT: Często wspominamy zwycięską pracę Zdzisława Jurkiewicza (Międzynarodowe Triennale Rysunku 1995) W służbie roślin. Każde z nas widziało ją na żywo podczas otwarcia. Oczywiście nie znaliśmy się jeszcze. Mimo że byłam wtedy dzieckiem, praca ta wywarła na mnie wielkie wrażenie. To był ten moment, kiedy sztuka współczesna przemówiła do mnie otwartym tekstem. 

PP: Praca jednocześnie nierysunkowa i bardzo rysunkowa, to było niezwykle intrygujące.

DT: W 2015 roku, pełniąc funkcję kuratorki wystawy Two Sticks, w ramach jubileuszowej edycji Triennale zdecydowałam się na odtworzenie tej pracy. Za zgodą Pani Aliny Jurkiewicz-Malugi – siostry artysty – dokonałam autorskich zabiegów scenograficznych, lokując instalację w centralnym miejscu – sercu Muzeum Architektury – na podwyższeniu u stóp prezbiterium. W ten sposób znów to, co prywatne – rośliny, notatki, fotografie Zdzisława – zostało ustawione w pełnym świetle. Jeden z kwiatów Jurkiewicza „zamieszkał” po wystawie u moich rodziców, doczekawszy się już kilku nowych sadzonek.  

fot. Małgorzata Kujda
  • Opowiedzcie, proszę, nieco więcej o przenikaniu się „tego, co prywatne i zawodowe”. Jak to jest prowadzić wspólne życie na obu tych płaszczyznach; jakie – z artystycznego punktu widzenia – niesie to korzyści, jakich nastręcza trudności?

PP: W początkach naszej relacji, pomimo już wtedy wyraźnie widocznych podobieństw, które odkryliśmy na starcie, prowadziliśmy nasze praktyki całkowicie osobno. Od mniej więcej siedmiu lat, na pewno też w związku ze wspólnym prowadzeniem Triennale i projektami realizowanymi pomiędzy artystami z wrocławskiej ASP i niezależnymi formacjami japońskich artystów, coraz częściej rozmawialiśmy o naturalności pewnych połączeń. Pierwszym wspólnym projektem stricte twórczym był performance rysunkowy na deskach teatru Noh w Kawasaki. Było to bardzo cenne doświadczenie. Obecnie pracujemy nad następną wspólną wystawą, prawdopodobnie już pod zastępującą nazwiska nazwą. 

DT: Oczywiście nie oznacza to rezygnacji z własnych ścieżek, które różnią się przede wszystkim rodzajem strategii i procedur w samym procesie twórczym. Właśnie ten rodzaj różnic nastręcza sporo trudności w realizacji wspólnych projektów. Każde z nas ma inny rytm pracy, inną dynamikę, inny impuls początkowy i dalszą pracę z nim. Tak właśnie rozumiemy przenikanie się prywatnego z zawodowym. Prywatne i indywidualne są cechy „charakteru twórczego” objawiające się również w kwestiach osobowościowych. Dodatkowym aspektem jest fakt, iż oboje zajmujemy się też pracą dydaktyczną we wrocławskiej ASP i zdarzają się w związku z tym pomiędzy nami nieuprawnione akty, szybko gaszonych w zarodku, wzajemnych ambicji dydaktycznych. 

PP: Korzyści płynące z dzielenia życia na tylu płaszczyznach są oczywiste, znamy się najlepiej na świecie, wspieramy się z pełną siłą, razem udaje nam się przewalczyć trudności, gdy te się pojawiają. Trudno tu coś dodać szczególnie oryginalnego, świetnie rozumiejące pary ludzi zajmujące się z grubsza tym samym to szczególny kolektyw, trudny do rozbicia. 

fot. Małgorzata Kujda
  • Delikatne szkice autorstwa Danieli koncentrują się na odniesieniach sportowych. Dużo tu o zmaganiach z ciałem i samą materią profesji/dyscypliny; także o (nie)możliwej gratyfikacji; ten swoisty kult ciała prowadzić może do pojęcia formy (rozumianej dosłownie i metaforycznie), która wciąż pozostaje niedościgniona, wciąż umyka. Czy, w wymiarze artystycznym, to właściwy trop?

DT: Akurat na tej wystawie i w poprzednim dużym projekcie, który realizowałam, problem ciała, sportu, fizyczności, wreszcie mitologizacji sportu jest najważniejszy i zawsze był dla mnie ważny. Nie przestaje mnie również zajmować Wrocław, dziedzictwo przeszłości, historie przesiedleń kresowych. Te rysunki, o które pytasz, Michale, zawierają w sobie zarówno – rozpoznany przez ciebie – trop metaforycznie i dosłownie pojmowanej formy, jak i zwrócenie się ku strategiom mitologizacji, badania historii sportu, jego sakralnych początków i późniejszych romansów obrządków religijnych ze sportem. Interesuje mnie ciało jako architektura i ciało jako świątynia, i takie wątki można dostrzec w tych rysunkach. Istotne jest również to, że w młodzieńczych latach byłam gimnastyczką. To jedna z moich tożsamości. Szykuję projekt, powiedzmy – fizyczno-artystyczny, w którym chcę się zmierzyć z ograniczeniami ciała, poddać się treningowi gimnastycznemu. Jestem bardzo ciekawa jego przebiegu i rezultatów, które tak łatwo umykają i pozostają niedoścignione. Sport i praca z ciałem jako żywym rysunkiem i rzeźbą prowokują do pytań o sens takiego wysiłku. Kiedy przejdziemy się Szewską, w ostatniej gablocie widzimy Marię i Zdzisława w starszym wieku (wcześniejsze dokumentują ich młodość). To zmaganie się z formą, właśnie w sensie dosłownym i metaforycznym, było ich udziałem pod koniec życia, kiedy aktywna twórczość stała się niemal niemożliwa.  

  • Jest coś urzekającego w tym, w jaki sposób realizacja Przemka mierzy się z postacią Jurkiewicza oraz nie tyle z jego twórczością, ile z poszczególnymi tropami, motywami; jest w tym jakiś chłopacki sentymentalizm, jakaś łobuzerska przewrotność i całkiem na serio – zauroczenie. Czy właściwie interpretuję tę intelektualno-artystyczno-ludzką fascynację?

PP: Oczywiście, tak. Jurkiewicz to była wielka osobowość, trudno było się nim nie zachwycać, choć pewnie jego bardzo indywidualistyczna postawa wkurzała niejednego, głównie tych bardzo poukładanych i nieco ograniczonych. Jurkiewicz to był choleryk o anielskim sercu, postać rozpięta między skrajnościami; będąc nieprawdopodobnie wrażliwy, wysubtelniony do granic, jednocześnie walił pięścią i krzyczał głośno, gdy uznał, że tak właśnie trzeba. Nigdy nie umiałem ukryć radości, gdy go widziałem, słuchałem, bo to zawsze było pewnego rodzaju wydarzenie. Był dla mnie jednym z tych ludzi, niewielu naprawdę, którzy realizowali pełną, artystyczną i intelektualną wolność i mieli z tego mnóstwo frajdy. Właśnie tak – radości, problemów, powodzeń i niepowodzeń, ale ostatecznie – frajdy. Coś wspaniałego!

Zdzisław nie tolerował żadnych granic dla myśli, nie cierpiał ludzi szablonowych, którzy chcieli uchodzić za kogoś innego, niż sami byli. Szanował natomiast prostych ludzi, ich życiową mądrość; nie cierpiał organicznie nadęcia, pozerstwa, tego na poważnie, nie tego dla zgrywy. Właśnie, na początku naszej znajomości w ogóle nie miałem pewności, kiedy jest na serio, a kiedy mnie po prostu testuje, cynicznie podrzucając jakieś niedorzeczne teorie i patrząc, jak zareaguję. Do tej pory nie jestem pewien na sto procent niektórych sytuacji. Niemniej daję sobie uciąć rękę, że naprawdę wierzył, miał nadzieję, że UFO i tak dalej, że to wszystko naprawdę istnieje, że to jest.

Gdybym miał wskazać, jakie ważne elementy jego osobowości zachwycały mnie najbardziej, skoro już zwolniłem się sam z misji powielania oczywistości, jak wielkim był artystą, to wskazałbym właśnie na tę absolutnie zaskakującą, ogromną dynamikę jego intelektu, niepohamowaną ciekawość świata i absolutną niezależność. Zapomniałem o poczuciu humoru, ale tylko na chwilę. Ten facet zupełnie nie przejmował się (inaczej niż ja) czyjąkolwiek oceną, gdy kierował swoją ciekawość, zawsze utrzymaną w ryzach metodycznej analizy, na przykład na sprawy, którymi zajmowali się głównie różnego pokroju fantaści i poszukiwacze Świętego Graala. Tak jak tworzył serie pojemników do podlewania roślin, wydobywając niezbędne komponenty ze śmieci, tak nie miał najmniejszych oporów, by zajmować się generalnie bezczelnie sfalsyfikowanymi raportami i niezbyt przekonującymi obserwacjami nieznanych obiektów latających, do czego odnoszę się w mojej pracy w tym projekcie. On przekraczał ten wątpliwy bagnisty teren i pchał swoją wyobraźnię do przodu, do gwiazd. To była dla mnie wspaniała lekcja, poza wszystkim innym.

Na zawsze pozostanie ze mną widok Zdzisława, który razem ze swoją siostrą Aliną, przyjęli Danielę i mnie w gościnę, na krótko przed śmiercią Zdzicha. Zdzich siedział na wózku inwalidzkim, w zasadzie nic nie mówił, próbował, ale nie bardzo to wychodziło. Na koniec, gdy już wychodziliśmy, pomachał ręką, przechylił się i powiedział z jakąś nieprawdopodobną spontanicznością i radością „Cześć!”, wysyłając do nas superzawadiacki uśmiech, i to było coś cudownego, porywającego, przeszły mnie ciarki po plecach – bo on tam był, już w innej przestrzeni i czasie, i walił do nas z poziomu czystej energii, radości życia, mówił: nie myślcie, że się poddałem, nie myślcie, że to jakiś tam koniec, zaraz im tu wszystkim zagram na nosie. Zdzisław Jurkiewicz to był ktoś. Niektórzy z nas powinni żyć wiecznie, a przynajmniej dłużej niż te kilka przepisanych nam dekad.

Galeria Mieszkanie Gepperta
ul. Ofiar Oświęcimskich 1/2, 50-069 Wrocław
godziny otwarcia:
poniedziałek, środa, czwartek 15:00-18:00
obowiązują zapisy: zapisy@arttransparent.org

fot. Małgorzata Kujda

Galeria Szewska
Szewska 27, 50-139 Wrocław
godziny otwarcia: całodobowo

fot. Małgorzata Kujda

Zadanie publiczne pt. „PROWADZENIE DZIAŁALNOŚCI SPOŁECZNEJ I KULTURALNEJ „OTWARTA PRACOWNIA GEPPERTA” – Otwarta Pracownia Gepperta 2021” jest współfinansowane ze środków finansowych otrzymanych od Gminy Wrocław www.wroclaw.pl